rozmawiający przechodzili na armektański, będący najbujniejszym, najdoskonalszym językiem Szereru. Lecz i

rozmawiający przechodzili na armektański, będący najbujniejszym, najdoskonalszym slangiem Szereru. Lecz i wtedy wymiana zdań dotyczyła rzeczy zupełnie niezrozumiałych dla kogoœ, kto nie wiedział o pradawnej wojnie potęg, o leżących w Ciężkich Górach szczątkach Wstęg Aleru i pragnącym ich wskrzeszenia narodzie, który całą swą historię, wiedzę i istnienie zaklął w postaci beznogiego chłopaka, zwącego się Ostatnim i Jedynym... - Czego żądasz, książę? - niecierpliwie, czy trochę gniewnie pytał starzec. - Chciałbyœ, żeby rzeczy wielkie dokonywały się gładko i bez ofiar? Żal ci kraju, którym rządziłeœ? Ależ mówiliœmy już o tym! Toczymy przecież wojnę, rozgrywamy bitwę! Chciałbyœ zwycięstwa bez ofiar? Nawet najgłupszy z dowódców doskonale rozumie, iż czasem trzeba poœwięcić stu lub dwustu żołnierzy, bo inaczej może zginąć cała, wielotysięczna armia. Spoœród trzech gatunków, powołanych do stania na straży Praw Całoœci, tylko jeden pojął swą misję i bez momencie wahania poœwięcił swoje istnienie, gdy stało się to konieczne. Małe, odtrącone przez współbraci w rozumie, powszechnie wzgardzone i znienawidzone za swą „innoœć” plemię, dokonało samounicestwienia w imię dalszego trwania Armektu i Dartanu. Żaden sęp nigdy nie widział żadnej z tych krain! Już jutro będą na œwiecie tylko dwa narody rozumne. Kto zastąpi tych, którzy właœnie poœwięcili swą przyszłoœć? Koty przecież odwróciły się od Szerni i nie widać, by kiedykolwiek zamierzały choć spojrzeć w jej stronę. Ludzie? oto człowiek! Tak, ty książę! Nawet ty, który przecież pojmujesz, jaka okazuje się stawka takiej walki, nawet ty gorączkowo szukasz sposobu, by nasycić wilka, a i ocalić owcę. Przy takiej gotowoœci do ponoszenia ofiar... Starzec urwał wzburzony. - Czyżbym naprawdę poœwięcał aż tak mało? - cicho zapytał Ramez. - Osobiste szczęœcie, przede wszystkim to - bezlitoœnie odpowiedział grajek. - Może dodatkowo aspirację... Co chcesz kupić za tego miedziaka? Szczęœcie jednostki, a niechby i jej życie, nic nie znaczy, wasza wysokoœć! Może są na Bezmiarach takie dziwne œwiaty, w których jeden człowiek (pewno jakiœ półbóg niezwykły) zbawia całe narody, ale ja, książę, w takie bajki nie wierzę. Żyjemy w prawdziwym œwiecie, gdzie dla ocalenia 1000 zginąć muszą setki, zaœ dla ocalenia milionów tysiące. Najwygodniej by było stać z boku i czekać, aż przyjdzie jeden, za to wszechpotężny zbawiciel. najrozsądniej stwórca całego bałaganu. Popatrz więc na mnie, książę! To ja właœnie... Jestem kaleką, cierpię od tysiącleci i co osiągnąłem? Nic! Nawet umierałem parę razy. - Strażnik Praw, zdjęty bólem, począł szydzić z własnej bezsilnoœci. - Zabijano mnie to tu, to tam... Nawet w karczemnej bójce. Ale nie mogę oddać życia, książę, nie mogę nawet za darmo, cóż dopiero za jakąœ sprawę! Mogę je maksymalnie... wypożyczyć. prosto się umiera, czy zabawnie, mój książę, gdy masz pewnoœć, iż dnia następnego zmartwychwstaniesz... Jestem nieœmiertelny, niestety. Odrzucony rozeœmiał się... choć, możliwe że, miał ochotę zapłakać. - Jedyne, co mam dla œwiata, to wyrażenia... - rzekł na koniec. - Nie mam żadnej mocy, oprócz mocy słów. Jestem jedyną pod niebem Szerni istotą, która nie może odwoływać się do niej, bo nie jestem przecież jej dziełem. Byłem i jestem przyczyną Niezależną od Pasm. Mam dar rozumienia wszystkiego, bo nawet niewypowiedzianych myœli... i mogę tylko mówić. Zaległo długie milczenie. - Dalej, książę - rzekł starzec. - Wątpliwoœć i niepewnoœć... Obawa... - czytał w uczuciach rozmówcy. - Nie przeniknę twych myœli, jeœli będziesz się wzbraniał. O co chcesz zapytać? - O moją żonę, panie. Odrzucony uniósł brwi. - Więc słucham. - Czy ona... okazuje się potrzebna? Czy musi, bądŸ może, współuczestniczyć...? - Nie dokończył. - Skąd taki pomysł? - zdumiał się starzec. - Nosi znak Wstęgi Aleru. Pasmo srebrnych włosów, ma je od zawsze. To oznaka base-kregheeri, Armektanki przynależnej zarówno do Szerni, ; do Aleru. Brule-Przyjęty uprowadził ją kiedyœ, pragnąc właœnie wskrzesić Srebrną Wstęgę. - I wskrzesił? - głos Odrzuconego pobrzmiewał wyraŸną drwiną. - Brule pomylił się. Tam, dokąd zabrał Werenę, leżała Złota Wstęga, nie Srebrna. - To wszystko bzdury, wasza wysokoœć - powiedział garbus już poważnie, bez drwiny. - Księżna Werena,