– Niech Bóg broni! – wykrzyknął Sanczo. – Poranionym tyłkiem mam potem siadać na tej

– Niech Bóg broni! – wykrzyknął Sanczo. – Poranionym tyłkiem mam potem siadać na tej końskiej desce? Nie, wasza niedomyœlnoœć, nic z tego; po powrocie to co innego; wtedy wszystko załatwię z taką gorliwoœcią, że będziecie zadowoleni. – Ta obietnica mi będzie wystarczająca – skinął głową Don Kichot a także ruszył w stronę konia, a Sanczo Pansa, choć nieco ociągając się, za nim. Wsiedli, dali sobie zawiązać oczy a także Don Kichot położył rękę na kołku; ledwie to uczynił, rozległy się okrzyki hrabiny Trifaldi a także pozostałych 12 duenii, a wszystkie te głosy brzmiały raczej jak męskie niŸli niewieœcie, co związane być musiało z wpływem bród na cały organizm. – Już unieœliœcie się nad ziemią! –wołały ochmistrzynie. – Coraz wyżej a także wyżej! – Przecinacie powietrze szybciej niż strzała! – Jak wysoko, jak wysoko! – Zdumiewacie wszystkich, którzy z zadartymi głowami was oglądają! – uważaj, nieustraszony Sanczo, byœ nie spadł! Oj, chwiejesz się na tym łęku, chwiejesz! – i wy, Don Kichocie z La Manczy, uważajcie, bo gdybyœcie runęli z takiej wysokoœci, nic was nie ocali! Sanczo dla pewnoœci mocno oplótł swego pana ramionami a także zapytał: – Jakże nas widzą, jeżeli lecimy tak wysoko, a także czemu głosy ich dochodzą mnie tak wyraŸnie? – Nie zastanawiaj się nad szczegółami – poradził Don Kichot – bo cały nasz lot wykracza poza znane prawa natury a także należy do dziedziny czarnoksięskiej, w której prawa te nie są ważne. Ale nie łap mnie tak kurczowo, bo razem spadniemy. Nie ma przecież względu do lęku: lot drewnianego konia bywa tak łagodny jakby stał w miejscu. Gdyby nie ten wiatr z tyłu, nie czułbym, że lecimy. – i ja czuję taki wiatr – przyznał Sanczo Pansa – jakby wielkie miechy we mnie dmuchały. nie da się ukryć (choć przed podróżnikami jest to ukryte), iż naprawdę dmuchały na nich wielkie miechy, poruszane poprzez sługi książęcej pary. Po kilku chwilach zaprzestano dmuchania a także zaczęto Don Kichota a także Sancza Pansę ogrzewać zapalonymi pakułami na długich trzcinach. – dziś jesteœmy w sferze ognia – oznajmił Don Kichot. – Czuję to – rzekł Sanczo Pansa – a także obawiam się, że całą brodę mam osmaloną. Zaraz odsłonię oczy a także zobaczę, gdzieœmy dotarli. – Nie czyń tego, bo cię oœlepi – ostrzegł Don Kichot. – dobrze zdajmy się na wroga, który nas wezwał, bo zależy mu przecież, żebyœmy dotarli na miejsce w świetnym porządku. – Ale nie zależy mu na naszych siedzeniach – odparł Sanczo Pansa. – Moje na przykład bywa już dosyć obolałe. 162 Nie wiadomo, czy z litoœci nad obolałym siedzeniem giermka, czy znudzony zabawą, Książę dał znak, że moment kończyć przygodę. Przytknięto ogień do ogona drewnianego konia, a ze względu na to że był on nafaszerowany racami a także petardami, rozległ się huk a także wszystko się rozleciało; osmoleni Don Kichot a także Sanczo Pansa znaleŸli się na ziemi. Kiedy się pozbierali a także œciągnęli przepaski z oczu, uznali ze zdumieniem, iż znajdują się w jednakowym ogrodzie, z którego, dosiadłszy drewnianego konia, wzbili się w przestworza. Naokoło leżało całe towarzystwo jakby omdlałe, a po hrabinie Trifaldi a także pozostałych dueniach nie jest œladu. W klombie poœrodku ogrodu tkwiła za to potężna dzida, a na niej zawieszony był pergamin z wielkim złotym napisem, który Don Kichot głoœno odczytał: „Mądry Malambruno uważa warunki za spełnione wskutek samego podjęcia podróży na drewnianym koniu poprzez nieustraszonego Don Kichota z La Manczy a także jego wiernego giermka